Noszę się z zamiarem

W zależności od kalibru zamiaru noszenie bywa znośno lekkie lub znacząco ciężkie. Jeśli zamiarów przybywa (rozmówię się z szefem, zwiększę ilość wykonywanych telefonów, zadbam o siebie, zacznę biegać, poprawię atmosferę w dziale, wyjdę z dziećmi na spacer…) – i zostają one na poziomie zamierzania miast materializować się i oddychać realnością – nawet drobna rzecz może zmienić się w motykę, z którą nie dam rady porwać się na słońce.

A jeśli już pojawia się słońce, zaczyna kusić obecny w różnych odsłonach i natężeniach zwrot „the sky’s the limit”. Zaskakująco łatwo rodząca się w ustach deklaracja, która prosi o uczciwą weryfikację. W moim biznesie, na mojej pozycji zawodowej CO jest tym niebem konkretnie? Najlepszy handlowiec w firmie? Doskonała szefowa działu personalnego? Porywający mówca? Solidny pracodawca? Świadomy i uważny człowiek? No i JAK tam dojść, dojechać, dolecieć, doczołgać się? I PO CO?

Wysoko wyskakujący z konopi Filip często słyszy pouczające „miarkuj się” / „trzeba znać swoją miarę”. Uwielbiam takie konkretne prezenty – ktoś mi podpowiada, żebym odnalazł miarę w swych poczynaniach, żebym umiał mierzyć. W chirurgii naczyniowej pewnie łatwiej zdobywać miarą milimetrów. W podróżach kosmicznych pewnie łatwiej zdobywać miarą lat świetlnych. Zatem warto różnicować.

Zamierzam poprawić atmosferę w swoim dziale. Czasem słyszę, że jest to niemierzalne lub bardzo trudno mierzalne. Mam diametralnie odmienne zdanie. Jest to wyjątkowo proste do zmierzenia: ilość zwolnień lekarskich, ilość tortów urodzinowych w firmowej kantynie, ilość salw śmiechu w pokoju. Jest to wyłącznie kwestia odnalezienia właściwej miary. Być może czasem noszenie się z zamiarem staje się zaniechaniem, odwlekaniem, fantasmagorią, ponieważ nie widzę konkretnie mierzącej linijki.

Noszę się z zamiarem zgrabnego i zaskakującego zakończenia tego tekstu. Przychodzi mi do głowy pozornie odległe powiedzenie „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”.

po-ZDROWIE-nia,

Tomasz Szokal-Egierd